Pierwsze Crucible, które obserwowałem, to były MŚ 2005 (te, które wygrał Shaun).
Wtedy w pierwszej rundzie los również zetknął O'Sę z Magsem. Stephen prowadził 9:7 i w kolejnym frejmie doszedł do stołu (przy niezłym układzie, o ile pamiętam). W trakcie brejka spudłował i w efekcie przegrał 9:10.
Tak sobie czytam i zastanawiam się, czy Wy naprawdę wierzycie w to, że Mags jest w stanie ugrać więcej niż dwa i pół?
Niech jeszcze Wanda powróci na łono forum, to już w ogóle rozlegnie się wołanie o Megłajerze groźnym nawet dla najlepszych
Adam_OK napisał/a:
No i Kijów - pamiętamy!
Oczywiście, że pamiętamy.
Co Księciunio miał za pazurami (oprócz glutów z nosa, w którym zwykł dłubać z wielkim upodobaniem), też pamiętamy.
Akurat pewnie żaden z nich o finał nawet się nie otrze i będzie można zakrzyknąć, że oto po zbrodni nastąpiła i kara, bowiem jest na tym świecie sprawiedliwość
PS. Chętnie zobaczyłbym Stuarta jako jednego z finalistów, ale dobrze wiedząc, ile wspólnego mają zwykle moje życzenia z rzeczywistością, spodziewam się, że King Bing poleci najdalej w drugiej rundzie
Pomógł: 2 razy Dołączył: 18 Maj 2008 Posty: 1355 Skąd: Ząbki koło Warszawy
Wysłany: 2018-04-19, 22:59
michalb napisał/a:
Pierwsze Crucible, które obserwowałem, to były MŚ 2005 (te, które wygrał Shaun).
Wtedy w pierwszej rundzie los również zetknął O'Sę z Magsem. Stephen prowadził 9:7 i w kolejnym frejmie doszedł do stołu (przy niezłym układzie, o ile pamiętam). W trakcie brejka spudłował i w efekcie przegrał 9:10.
Miał łatwą różową z punktu na mecz i spudłował
A co do szans Magsa - możliwe, że wygra tak po dwa i pół frejma w obusesjach (czyli w sumie 5 ), ale jak na zawodnika nierozstawionego, to Ron mógł lepiej trafić W zasadzie obaj mogą powiedzieć, że marnie wylosowali
Co do grzechów Księciunia - owszem pamiętamy (np poddanie meczu z Heńkiem czy konferencję w Chinach), ilościowo Ron miał ich więcej niż Tołdi, ale jakościowo jego podnóżek go przebił
_________________ Czasem trzeba się cofnąć, aby móc iść dalej
No to mamy klasyka w finale - może warto uczcić go wpisem.
Do tej pory obaj Panowie w MŚ spotykali się trzykrotnie - za każdym razem w półfinale. W 1999 i 2000 wygrywał Mark, w 2011 John (ten mecz mam jeszcze dość świeżo w pamięci).
Teraz mogę już to napisać.
Do ostatka (zwłaszcza, kiedy Higgy doszedł na 15-15) obawiałem się, że będzie powtórka z pamiętnego finału UKC po wyprawie kijowskiej i Jasiowym banie.
A tymczasem...
Wielki szacunek dla Williamsa za tytuł.
A chyba jeszcze większy za to, że wytrzymał końcówki z Chomikiem Tartacznym i Higginsem. Przecież 'stary' Borsuk rozsypałby się tam osiem razy i pod koniec stanowiłby jeno rozmazane tło dla przeciwnika.
Aż chce się powiedzieć: A może by tak (za rok, za dwa...) jeszcze raz...?
BRAWO, BRAWO MARK J. WILLIAMS.
PS. Czekamy na wiaderko do lodu, albowiem jak rzekł Hieronim Zaleski do Jana Sobieskiego, słowo się rzekło, kobyłka u płota!
Ciekawostka: za każdym razem, gdy Borsuk zdobywał mistrzostwo, wynik finału był identyczny (18:16). To tłumaczy, dlaczego najpierw musiał roztrwonić przewagę (a było przecież już 14:7) .
Na wiaderko z lodem pewnie jednak Mark się nie zdobędzie
Wujek Barry stał na straży dobrych obyczajów i zadbał o ręcznik
Za rok ręcznik już nie pomoże, MJW obiecał, że po ewentualnym zwycięstwie w finale zrobi w takim stroju gwiazdę
michalb napisał/a:
Ciekawostka: za każdym razem, gdy Borsuk zdobywał mistrzostwo, wynik finału był identyczny (18:16). To tłumaczy, dlaczego najpierw musiał roztrwonić przewagę (a było przecież już 14:7) .
Fajnie to wynalazłeś, dzięki
Jednak pozostanę przy teorii dotyczącej mocy sprawczej typowania wyników od półfinałów wzwyż przez... i tu zamilknę, jako że modestia moja jeno męstwu jest równa
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum